Tekst ten można było znaleźć już wcześniej w sieci, ale zważywszy na to, że będę rozwijać ten temat, musiał pojawić się także i tutaj.
Pod koniec tego roku planuję wydać piękny tomik właśnie o dywinacjach, więc wszelkie pytania i komentarze jak najbardziej potrzebne.
” A
ci,
którzy tańczyli, zostali uznani za szaleńców, przez tych, którzy
nie słyszeli muzyki.”
Fryderyk
Nietzsche
Dywinacja, a
więc sztuka przewidywania przyszłości
towarzyszy ludzkości właściwie od jej początków. Ze względu na
to, że dywinacja jest sztuką i to w dosłownym tego słowa
znaczeniu, może się zdarzyć, że o wróżbitach będę mówić w
formie artystów, ale to tak nawiasem.
Wróżbiarstwo wciąż
jest tajemniczą sztuką. Może to właśnie część jego uroku.
Badania naukowe oraz edukacja w znacznej mierze odebrały naszemu
życiu aurę tajemniczości. Chociaż celem wróżbiarstwa jest
odkrywanie przyszłości, sposoby dokonywania takich odkryć są
bardzo romantyczne i sugestywne. Może właśnie dlatego przez 5
tysięcy lat praktykowania czytanie przyszłości nigdy nie utraciło
swej popularności.
HISTORIA
Można
powiedzieć, że pierwotna dywinacja była integralną częścią
religii, a dopiero z czasem częściowo zdesakralizowała się
i wyodrębniła. Najstarsi wróżbici wierzyli, że
wróżbiarstwo wyjawia wolę Bogów, a sama przyszłość jest
niezmienna. Praktycznie każda kultura praktykowała czytanie
przyszłości. Proces ten był globalnym zjawiskiem takim, jak np.
dziś gry komputerowe. Wszyscy chcą mieć i grać, a w tym przypadku
wróżyć.
Najstarsze
pisane wzmianki dotyczące dywinacji sięgają
czasów Babilonii i Asyrii, gdzie
wróżbiarstwo uznawano za najważniejszą z nauk. Istniała
specjalna grupa kapłanów zajmująca się tylko nim. Jednak widzącym
nie mógł zostać każdy. Potencjalni wróże, zwani „baru”,
wybierani byli spośród wyższych klas społecznych i cieszyli się
wieloma przywilejami. Jednak nie ma nic za darmo. Baru musieli być
wolni od wszelkich wad. Musieli mieć wszystkie kończyny, wszystkie
palce u rąk i nóg, ich wzrok musiał być idealny, podobnie jak
stan uzębienia.

Po
specjalnej selekcji baru podejmowali długoletnie studia
wróżbiarskie, gdzie poznawali wszystkie aspekty, metody, rodzaje i
typy tej sztuki, by w razie potrzeby z łatwością ich użyć.
Używali całej masy różnych technik wróżbiarskich, chociaż
większość z nich się niestety nie zachowała i jedyne istniejące
informacje pochodzą z kilku akadyjskich, glinianych tablic, które
zawierają zapiski dotyczące obrzędów staro babilońskich, choć
uważa się, że i w Sumerze, który poprzedzał świetność
Babilonu, były one stosowane w podobny sposób oczywiście z
ewentualnymi zmianami.
Z
podobnym powodzeniem wróżbiarstwo królowało w Germanii,
Skandynawii, Rzymie, gdzie każda kultura dodawała lub odejmowała
poszczególne elementy i dostosowywała je do swoich potrzeb.
Wróżbiarstwo częstokroć zmieniało się wraz z biegiem historii.
Wróżby wstrzymywały bitwy, obalały władców, wskazywały miejsca
do założenia miast oraz pośrednio lub bezpośrednio odpowiadały
za to, jak tysiące osób kształtowało swoje życie.
Do czasu
pojawienia się chrześcijaństwa. Od tego też momentu rozpoczął
się konflikt religii i dywinacji, doprowadzając do rozpadu z
pożytkiem dla obu omawianych dziedzin.
Z chwilą
tryumfu chrześcijaństwa i preferowanego przez tę religię pełnego
zaufania człowieka do Boga, wykluczającego samą potrzebę
podglądania przyszłości, kapłan traci uprawnienia wróżbiarskie
i tym samym rozpoczyna się jego konflikt z wróżbitą. Ten ostatni,
pozbawiony religijnego wsparcia, szuka swojego – duchowego, w
ezoteryce. Stąd też późniejsze postrzeganie wróżbiarstwa jako
sojusznika wrogich chrześcijaństwu religii, wśród których
chrześcijaństwo wzrastało.
Tam,
gdzie nie udało się włączyć wróżbiarstwa do religii, zostało
ono napiętnowane jako jej namiastka odciągająca ludzi od
prawdziwej duchowości. Taki los np. spotkał bujnie rozwijającą
się w renesansie astrologię.
Drugi
cios wróżbiarstwu zadała rozwijająca się nauka, która, szybko
grawitując w stronę materializmu, sprzeciwiała się wszystkiemu,
co nie mieściło się w materialistycznym paradygmacie, więc
wróżbiarstwu jako pierwszemu. W efekcie doszło do niemal
całkowitego zatracenia społecznego zaufania do wróżbiarstwa jako
wiarygodnego źródła informacji o świecie, traktowania go jako
reliktu przeszłości lub zwykłego przesądu.Stan
taki trwał do połowy XIX wieku, kiedy to po publikacjach
Towarzystwa Teozoficznego rozpoczęły się w Europie poważniejsze
studia nad przeżyciami pozazmysłowymi. Najważniejsze były
oczywiście prace Carla Gustava Junga poświęcone
alchemii, astrologii i chińskiej Księdze Przemian. Dzięki temu od
lat 60-tych XX stulecia wróżbiarstwo, choć oficjalnie nie uznawane
ani przez religie, ani przez naukę, jest powszechnie praktykowane,
obecne w społecznej świadomości, a nawet całkiem popularne.
METODY
i DZIAŁANIE
Aby
opisać i zrozumieć miejsce dywinacji w ludzkim Imago Mundi, musimy
najpierw odwzorować te sfery bytu, w których dywinacja się
rozgrywa. Problem jest o tyle złożony, że żaden z dostępnych
współcześnie i powszechnie uznawanych języków opisu sfery styku
psychiki i losu (języki teologii i psychologii przede wszystkim) nie
jest adekwatny do świata dywinacji, albowiem opisy tego świata w
ogóle nie były konstruowane. Próby podjęte przez C. G. Junga nie
znalazły godnych uznania kontynuatorów ani nie zapoczątkowały
żadnej współczesnej szkoły “lingwistyki dywinacyjnej”.
Stosunkowo najbliższy dziś ideału jest język psychotroniki,
eklektycznie łączący elementy psychologii, ezoteryki, biologii i
fizyki.
Nie ma
jednej metody wróżbiarskiej. Istnieje wiele systemów jak i wiele
poglądów na ich trafność. Można natomiast wyróżnić trzy
zasadnicze metody:
wróżbiarstwo
systemowe, posługujące się systemem dywinacyjnym, dostępnym
dla każdego kto opanuje jego podstawy; najpopularniejsze jego
rodzaje to: astrologia, numerologia, Tarot, chińska Księga
Przemian, runy, chiromancja itp.
wróżbiarstwo
intuicyjne oparte na interpretacji znaków pozornie
przypadkowych ze świata zewnętrznego, w praktyce najczęściej
zjawisk przyrodniczych – lot ptaków, zjawiska atmosferyczne,
niecodzienne zjawiska na nieboskłonie. Było bardzo
rozpowszechnione w świecie antycznym.
wróżbiarstwo
natchnione będące wynikiem niekontrolowanego natchnienia
wieszczego, zwanego manią. W stanie manii
wieszczej widzący nie potrzebuje żadnych pomocy dodatkowych, gdyż
widzi jasno i nie umie zapanować nad przepełniającą go wizją.
Musi dać jej wyraz; tę zdolność posiadali zarówno wieszczkowie
rodem z greckich tragedii, jak i twórcy ksiąg prorockich Starego
Testamentu. W świecie starożytnym człowiek zdolny do wejścia w
stan manii wieszczej uważany był za posłańca bogów.
W moim przekonaniu jest to najczystsza metoda
dywinacyjna. W przypadku pierwszej metody potrzebujemy konkretnej
rzeczy/systemu, żeby móc odczytać odpowiedzi na swoje pytania.
Nie wystarczy nam sam umysł i jesteśmy zdani na sztywne
prawidłowości, które nie pasują każdemu. Przypuszczalnie stąd
taka mnogość tych systemów i ich wariacji. Druga metoda jest
bardzo… przypadkowa i choć nie potrzeba do niej specjalnych
przedmiotów to nie dorówna nigdy trzeciej.
Aby
nauczyć się dywinacji, musimy nauczyć się przepływu. Artysta
w chwili natchnienia, kiedy maluje, „jest w swoim świecie”,
potrafi wyłączyć się nieraz na różnie bodźce zewnętrzne i
całym sobą stać przekaźnikiem tego, co ma
pokazać.
Aby
zobaczyć, trzeba nauczyć się patrzeć bez wysiłku. Wyłączyć
umysł, dać się ponieść. Dzięki neuronauce wiemy, że ta część
mózgu, którą możemy sami niejako edytować, odpowiedzialna za
naukę, postrzeganie etc., zmienia się w sposób sztywny. Inaczej
mówiąc, możemy wykonywać coś 1000 razy, aż zaczniemy być
perfekcjonistami, ale dopiero kiedy oddamy kontrolę tej części
umysłu. Wtedy dopiero wyjdzie to niesamowicie i prawdziwie idealnie!
Zostawmy
na razie przepływ i przejdźmy do czasu.
Żaden
temat dotyczący wróżbiarstwa nie będzie kompletny bez
przedstawienia niektórych teorii czasu. Myślenie o czasie w sposób
odbiegający od ogólnie przyjętego jest niezwykle ważny dla
wróżącego. Nie można dalej rozumieć czasu posuwającego się z
punktu A do B, potem do C i tak dalej.
Najpopularniejszym,
a zarazem najmniej metafizycznym wyjaśnieniem pojęcia czasu jest
twierdzenie, że czas składa się z pojedynczej ścieżki lub
strumienia. W chwili narodzin jesteśmy umieszczani tyłem na łodzi,
która płynie po tym strumieniu, nie możemy nią sterować, nie
widzimy tego, gdzie płyniemy, możemy tylko patrzeć na to, co już
minęliśmy i co zaciera się powoli z naszego pola widzenia im dalej
jesteśmy.
Druga
teoria jest dość podobna z tą różnicą, że nasz człowieczek na
łodzi ma wiosła i przy odrobinie wysiłku może podpłynąć w
jedną lub w drugą stronę, żeby zobaczyć co go czeka dalej, ma
wiosła, a więc narzędzie do sterowania i unikania ewentualnych
przeszkód.
Trzecia
teoria również opiera się na koncepcji przeznaczenia, z tą
różnicą, że jej podstawa ze strumienia i prostej drogi
przekształca się w spiralę, w której możemy przeskakiwać w
odpowiednich momentach w górę lub w dół, więc będąc w
odpowiednim punkcie w czasie możemy zobaczyć coś, co będzie w tym
samym momencie, ale w przyszłości. Brzmi to skomplikowanie, co nie
znaczy, że jest niewykonalne.
Każda z
tych teorii „przeznaczenia” nijak się ma do wyobrażenia czasu,
które zaczyna kolidować z dywinacją. Przeznaczenie nie równa się
dywinacji. Mamy więc i czwartą, ostatnią teorię. Teorię książki.
Czytamy ją z upływem czasu, ale jeśli chcemy możemy przeskoczyć
kilka stron do przodu albo sprawdzić zakończenie i jeśli nam się
nie podoba, chwycić kolejną książkę, obrać „następną
ścieżkę” i iść dalej.
Jeśli
już jesteśmy przy czasie, nie możemy zapomnieć o przeszłości,
która na potrzeby wróżbiarstwa jest bardzo istotna. Niektórzy
kwestionują potrzebę badania przeszłości w celu badania
przyszłości, wychodząc z założenia, że „już ją przeżyliśmy,
wiemy co się stało…”. Pozostaje faktem, że wróżbiarstwa od
początku używano do odczytywania przeszłości. Powód jest prosty
– każdego
dnia budujemy swoją przyszłość. Chociaż
większość z nas doskonale pamięta przeszłe wydarzenia, możemy
nie być w stanie świadomie skojarzyć ich z naszą
teraźniejszością. Nie umiemy dostrzec, że zbieramy plony naszych
dawnych czynów. Karma się kłania.
JESTEŚMY
ODBIORNIKAMI
Podczas
wróżenia czy nawet innych prac magicznych, odczuwa się wrażenie,
że jest coś większego od nas samych, „coś” czego energia
przechodzi przez nas, które wybucha przez nas.
Jesteśmy instrumentem granym przez inne zmysły. Jesteśmy
prawdziwie medium.
Parafrazując
Kahlila Gibrana – ten proces, to twórcze tworzenie,
przechodzi przez nas, a nie od nas
pochodzi. A więc kiedy tworzymy cokolwiek – w tym przypadku
„przepowiednię” – nadajemy jej kształt, werbalizujemy
i wydobywamy tę inspirację z nas samych. Tylko
jak? Czy tworzymy „coś, czego nie było”? Czy zwyczajnie
„przepisujemy”?
Pojęcie
inspiracji oznacza wdychanie i wydychanie tego, co „wdychaliśmy”
przed chwilą. Dokonujemy jedynie transkrypcji tego, co już
istnieje. To, jeśli mogę tak ująć, część poglądów Imaginary
Foundation ( I.F. Tworzy grupa badaczy, którzy prowadzą
badania eksperymentalne nad nowymi sposobami myślenia i potęgą
wyobraźni), która niesamowicie przemawia do mnie, gdy podejmuję
próbę wyjaśnienia działania dywinacji.
Jesteśmy
dyktafonem, psychonautami, kosmonautami i ten twórczy proces jest
jedynie efektem tego, co zostało nam ukazane.
Nawet
przedmioty, których używamy do dywinacji, to jedynie kolorowe
soczewki, które pomagają nam zupełnie inaczej patrzeć na świat
realny, aby przekazać to dalej innym, którzy nie chcą lub nie mogą
tego dostrzec.
Właśnie
to dzieje się podczas tworzenia/czytania. I dalej – jeśli
jesteśmy tylko przekaźnikiem, to kto przez nas przemawia?
KREATYWNOŚĆ
– BOGOWIE – SZALEŃSTWO
Cały
czas fascynuje mnie połączenie pomiędzy dywinacją, Bogami, a
szaleństwem.
Timothy
Leary ( amerykański filozof, pisarz, psycholog, profesor
Harvardu. Stanowił ikonę amerykańskiej kontrkultury lat 60.
Uznawany jest za jednego z inicjatorów powstania ruchu
hippisowskiego. Powszechnie uważa się, że gdyby nie on, era
hippisów nigdy by nie nadeszła) powiedział, że aby używać
swojej głowy, musimy wyruszyć poza swój umysł. Oczywiście musimy
być gotowi na taką zmianę, aby ruszyć totalnie w nieznane, w
mentalne zakamarki, które są zupełnie obce. Musimy być gotowi
opuścić swoją strefę komfortu, zmienić tor myślenia i dosłownie
przeinstalować umysł, aby dostrzec inne wymiary naszego umysłu.
Także,
ruszając na ślepo, musimy się liczyć z tym, że się sparzymy.
Jest
takie powiedzenie, że szaleniec i mistyk pływają w tej samej
wodzie. Mistyk jest jak artysta, serfuje w dół i w górę,
przynosząc z powrotem wizje, dosłownie pamiątki swojej podróży w
te ekstatyczne miejsca. W pewien sposób też zostawia kawałek
siebie w miejscu, w którym był, a w zamian otrzymuje wizje.
Gdzie
w tej opowieści jest szaleniec? Zostaje na dole. Nie przynosi
opowieści o nieznanym świecie. Chcąc zrozumieć dywinacje, musimy
być jak Alicja! Pobiec w dół króliczej nory, nawet spaść bardzo
głęboko, ale wrócić na powierzchnię.
Skoro
piszę o tym, że jesteśmy przekaźnikiem, może się wydawać, iż
stanowimy zwyczajnie marionetkę, która tańczy, jak jej zagrają.
To, że jesteście tutaj, oznacza nie więcej jak to, że patrzycie
na świat inaczej, że chcecie czegoś więcej! Nie iść ślepo za
tłumem, nie tworzyć murów wokół siebie, ale chcieć spojrzeć
ponad ten mur i wykorzystać garściami wszystko, co znajduje się
poza nim!
Wracając
do Bogów i szaleństwa: Phil Hine w swym niesamowitym
„Pseudonomiconie” mówi o tym tak:
„Każdy
Bóg sprowadza na swych wyznawców własny rodzaj szaleństwa. Jeśli
więc chcielibyśmy dobrze poznać jakiegoś Boga i odkryć jego
tajemnice, winniśmy dać się porwać temu szałowi, zanurzyć w
jego istocie. W księgach magicznych nie znajdziemy nawet wzmianki na
ten temat, z bardzo konkretnej przyczyny – otóż o podobnych
przeżyciach chętnie się zapomina. Poza tym, każdy musi ich
doświadczyć na własnej skórze. Natomiast dla osób, które chcą
obłaskawić magię, pozbawić ją wszelkiej dzikości, przy pomocy
psychologii lub nauki, szaleństwo jest wielkim Tabu, obiektem
wszelkich lęków. Zapewne macie teraz nieodpartą ochotę zadać
jedno konkretne pytanie: Czemu wybrałem akurat Cthulhu, Arcykapłana
Wielkich Starożytnych, śniącego w zatopionym mieście, pod
pokładami czasu i wody, jako obiekt swej magicznej praktyki?
Odpowiedź zrazu wydaje się prosta: Wybrałem go, ponieważ
usłyszałem jego „zew”. Bogowie zazwyczaj nie mówią zbyt
wiele, lecz jeśli już otwierają swoje usta, warto ich posłuchać.”
Choć
tekst odnosi się głównie do magii jako takiej, to ten sam rodzaj
szaleństwa targa dywinacją. Dlatego choć wyraźnie można
rozdzielić wróżbiarstwo, a magię i Bogów, uważam, że doskonale
się uzupełniają, ale dalej, to tylko moje przekonanie. Wy możecie
to widzieć po swojemu i dalej… będzie to prawdziwe.
Jednym
tekstem nie zakończymy tematu, który ciągnie się przez historię
od przeszło pięciu tysięcy lat, ale niech będzie chociaż namiastką
dla chcących wiedzieć i widzieć nieco więcej.
Kreatywność
to… święty akt! Kreatywność jest Boską Łaską i za tym gońmy.
Za tym powinniśmy gonić.
Materiały:
Włodzimierz
H. Zylbertal, „Dywinacja a religia”
S.
Oświecimski, „Zeus daje tylko znaki, Apollo wieszczy osobiście”
H. W.
F. Saggs, „Wielkość i upadek Babilonii”
C. G.
Jung, „Psychologia i alchemia”
L. E.
Stefański. L. Matela „Encyklopedia psychotroniki”
L. E.
Stefański „Od magii do psychotroniki”
Marc
Edmund Jones „How to Live with the Stars. Simple Personal
ASTROLOGY”
Beatrice
Ryder „Astrology. Your Personal Sun-Sign Guide”
Phil
Hine „Pseudonomicon”
Scott
Cunningham „Sztuka Wróżbiarstwa dla początkujących”
Ewgienij
Kolesow „Księga Przepowiedni, czyli 1001 sposobów wróżenia”